Sprawianie sobie przyjemności popłaca
Dlaczego sprawianie sobie przyjemności popłaca? Wszyscy chcemy mieć dobrą pamięć, szybko myśleć, tryskać kreatywnością, znajdować skuteczne rozwiązania i generować pomysły, zachowując przy tym spokój w sercu i żołądku. Czyżbym opisała właśnie opisała intelektualne niebo?
A jednak… często pracujemy bez wytchnienia, natomiast gdy skusimy się na jakąś przyjemność, czas wyłącznie dla nas, okupujemy ją wyrzutami sumienia.
A jednak… o ile pamiętamy jeszcze jako tako o własnym ciele (mycie mamy ogarnięte, coś o odżywianiu i siłowni), to zrobienie czegoś dla higieny umysłu nigdy nie mieści się w grafiku.
A jeśli nawet mamy wybór między dniem wypchanym po brzegi zadaniami a chwilą odpoczynku, to ta chwila, jakoś nie nadchodzi.
W taki oto sposób pozbawiamy się zasobów kognitywno-emocjonalnych niezbędnych do utrzymania sprawności poznawczej, o której marzymy.
Z zasobami poznawczymi jest tak jak z zasobami fizycznymi. One po prostu się kończą w dziennych rozrachunku. I jest to stres dla organizmu.
Zrób sobie przerwę
Jeśli w ciągu dnia przetwarzasz za dużą porcję informacji nie robiąc przy tym przerw, to jest to źródło stresu dla Twojego organizmu.
Czym to skutkuje?
– zwiększoną podatnością na stres (bodźce neutralne interpretujesz jako wrogie stresory, szybciej się odpalasz i wybuchasz, gdyż Twoja wyporność emocjonalna jest zmniejszona),
– mniejszą kreatywnością – organizm w stresie zajmuje się walką o przetrwanie, dlatego odcina się od wyższych funkcji intelektualnych, realnie odcina dostęp do kory przedczołowej i, dlatego trudniej w stresie generować świeże pomysły,
– roztargnieniem – zapominaniem, pomyłkami, gubieniem rzeczy – w stresie, mózg myśli tylko o tym, by przeżyć, dlatego pozwala sobie pominąć niuanse,
– obniżoną odpornością – w stanie przeciążenia, cała para idzie w pompowanie adrenaliny i kortyzolu, mózg nie wkalkulowuje w swoje procedury ocalenia Ciebie przez śmiercią działania układu odpornościowego. Dlatego, gdy dajemy się przytłoczyć zadaniami, jesteśmy podatniejsi na infekcje.
Wyspy szczęścia
Co robić, by się nie dać wykończyć obowiązkom, zadaniom i potrzebom innych?
Trzeba stworzyć sobie w ciągu dnia wyspy szczęścia, albo jądra przyjemności.
Takie momenty pełnej radości, tylko dla siebie. Warunkiem ich działania jest odczuwanie przyjemności, a nie wyrzutów sumienia.
Od dawna wiadomo, że tylko radosna i szczęśliwa kobieta jest wspaniałą partnerką i cudowną matką. A jednak większość kobiet myśli, że maksymalne dociskanie samej siebie, odhaczanie wszystkich punktów z listy i prowadzenie zorganizowanego domu, da rodzinie szczęście.
Relacje partnerskie czy rodzinne nie są wojskowymi operacjami wojskowymi, dlatego spinanie wszystkiego logistycznie na 100%, nigdy ale to przenigdy nie da 100% dobrostanu jej członkom. Niby wiadomo, a jednak jakby wiedza tajemna.
Powtórzę: świetna logistyka, nie ma nic wspólnego z dobrostanem uczestników relacji.
Jakie wyspy mogę sobie stworzyć?
– jazda na rowerze,
– medytacja,
– ćwiczenia,
– pisanie dziennika,
– tańce,
– kawka i pogaduszki (uwaga na jakość pogaduszek)
– chwila z książką,
– chwila z muzyką,
– kąpiel.
Chodzi tu o takie świadome robienie czegoś dla siebie w celu odzyskania przytomności umysłowej. Nie chodzi jednak o znieczulenie się serialem na Netflixie z paczką czipsów.
Te chwilę, nieważne jak krótkie, działają jak doładowanie. Dzięki nim odczuwamy radość, bo w mózgu wytwarzają się neuroprzekaźniki takie acetylocholina, serotonina, opioidy, dopamina. I to one dają poślizg dla myślenia. Bez nich jest zastój.
Dobrze jest się jeszcze porządnie pochichrać i poprzytulać zamiast myć podłogę na błysk. Sprawdziłam na własnej rodzinie.