Pani Anna B., lat 31, od 4 lat leczyła się na nadczynność tarczycy. Miała powiększoną tarczycę i guzek na prawym jej płacie. Mimo leczenia guzek nie znikał, a nawet się powiększył do 2 cm > scyntygrafia z 14.7.1993, poza tym badanie sugerowało, iż miąższ tarczycy był torbielowaty. Lekarz namawiał pacjentkę na zabieg chirurgiczny.
Pani Ania miała już wyznaczony termin. Bardzo bała się operacji i dlatego postanowiła skorzystać z bioenergoterapii, w nadzieje, że nastąpi poprawa. Kiedy przyszła do mnie na wizytę, skarżyła się na uczucie niepokoju, bezsenność, kołatanie serca i drżenie rąk.
Nadczynność tarczycy a bioenergoterapia
Już po pierwszej sesji poczuła się spokojniejsza, przespała spokojnie całą noc. Poprawa utrzymała się do następnej wizyty. Po kolejnych zabiegach czuła się coraz lepiej, kołatanie serca i drżenie rąk zdarzały się coraz rzadziej.
Przed kolejną wizytą u lekarza Pani Anna zrobiła badanie USG (19.12.1994), które wykazało, że „obydwa płaty mają typową echogeniczność miąższu, nie zawierają zmian ogniskowych”. Bardzo się cieszyła, bo okazało się, że operacja nie będzie potrzebna, ponieważ guzek całkowicie zniknął. Badanie USG wykonane 4 miesiące później nie tylko potwierdziło poprawę: „gruczoł tarczycy homogenny”, a i wykazało, że wymiary tarczycy wróciły do normy.
Sceptycy często twierdzą, iż pozytywne efekty bioenergoterapii, to wynik tylko i wyłącznie sugestii i że takie efekty są krótkotrwałe – po jakimś czasie choroba powraca. No cóż, przypadek Pani Anny B. jest kolejnym dowodem na to, że się mylą. Widziałem się ostatnio z Panią Anią w 2021 roku, czyli 27 lat po zniknięciu guzka na tarczycy (19.12.1994). Moja podopieczna nigdy już nie miała problemów z tarczycą. Od tamtego czasu nie miała ani nadczynności tarczycy, ani guzków na niej.